czwartek, 11 grudnia 2014

SZKOŁA ARTYSTYCZNA IM. STEPANA AGADZHANYANA W WANADZOR - SCHOOL OF ART AFTER STEPHAN AGADZHANYAN IN VANADZOR

Sztuka była czymś, na co przez długie lata byłam śmiertelnie obrażona. Jest to mój słaby punkt i największa porażka. Kiedyś, trzymając ołówek czułam, że trzymam w ręku cały świat i to ode mnie zależy jak on będzie wyglądał. Byliśmy z tym ołówkiem twórcami i odtwórcami czego tylko chcieliśmy. Teraz ołówek służy mi do pisania i nic poza tym. Będąc mała, patrzyłam na świat z perspektywy "jakby to mogło wyglądać na papierze". Widziałam domy i drzewa inaczej. Patrzyłam na ludzi i doceniałam ich zmarszczki, ich oczy i nosy, ich policzki i usta i oczami wyobraźni szkicowałam ich twarze z najmniejszym detalem. Teraz patrzę na ludzi i widzę tylko ludzi. Już zapomniałam, jak bardzo mi tego brakuje, już zapomniałam o tęsknocie za moim ołówkiem, tym z którym świat tworzyłam, a nie którym piszę. 

Obraziłam się na sztukę, bo mnie rozczarowała. Miała być czymś wzniosłym, niezwykłym, niepojętym, idealnym, astralnym. Rzeczywistość obdarła mnie z tych wyobrażeń, sprowadziła sztukę do poziomu materii, pokazała że jej nadludzkość ma swoją cenę. Życia ze sztuką nie związałam i żałuję do teraz. Okazało się, że twórczość jest droga, a pytania "kim po tym będziesz? ile zarobisz? jak się utrzymasz?" za trudne, by jako dziecko na nie odpowiedzieć. Błądzę więc sobie ścieżkami edukacji, z dala trzymając się drogi ku sztuce, bo zbyt wiele bólu sprawiło mi przyswojenie sobie, że coś do czego jesteś stworzony, jest za mało opłacalne, by poświęcić temu życie. I podziwiam, z ogromnym szacunkiem podziwiam wszystkich, którzy tę drogę obrali i którzy są na tyle odważni, by siebie nie sprzedać. Ja nie byłam. 

Wiem, że moją wyłącznie winą jest niewypełniona niczym pustka, która tkwi gdzieś głęboko i jak drzazga uwiera. Za każdym razem, gdy obieram jakąś drogę, mam poczucie, że jest zła. Rozum dyktuje, że dobrze, a serce pcha się gdzie indziej. Bo ten ołówek kusi by go wziąć, a ja łypię na niego spode łba już dobre kilka lat. Boję się, że już nie potrafię i nie robię nic, by się przekonać, czy umiem. I pewnie nie umiem. Wszystko co dostałam w genach, zaprzepaściłam w życiu, bo z talentem się rodzisz, a technikę wyuczasz.

Patron szkoły Stepan Agadzhanyan
Byłam dzisiaj w szkole, ale nie takiej zwykłej. Od wejścia pachniało farbami i rozpuszczalnikiem. Ściany usłane były kolorowymi obrazami, a podłogi zastawione rzeźbami. Autorzy w wieku od 7 do 16 lat. 

Żadna ze ścian nie pozostaje nieprzyozdobioną
Na ścianach nie ma już miejsca, więc obrazy prezentowane są na sztalugach
Rzeźby z gliny i gipsu
Antyczne modele do lekcji rysunku
Trafiłam do miejsca, w którym pielęgnuje się zasiane ziarenko. Szkoła Artystyczna im. Stepana Agadzhanyana w Wanadzorze daje podstawy przyszłym ormiańskim artystom. Kształci ich w zakresie historii sztuki, rysunku, malarstwa i rzeźby. Jej absolwenci, to przyszli studenci krajowych i zagranicznych Akademii Sztuk Pięknych. Dzieci odnoszą ogromne sukcesy, otrzymują dyplomy i nagrody, zajmują najwyższe miejsca w międzynarodowych konkursach artystycznych w Europie i USA.

Album z państwowymi i zagranicznymi nagrodami i wyróżnieniami uczniów
Wygrane w międzynarodowych konkursach 
Gabinet dyrektora to mała galeria sztuki
Dyrektor szkoły, Arsen Rafayelyan, z dumą pokazuje mi albumy z zagranicznymi dyplomami. "Tych z konkursów miejscowych nie trzymamy, nie ma na nie miejsca" - dodaje z błyskiem w oku. Jego szkoła uczy 93 dzieci, każde z nich zna z imienia i nazwiska. 

Dyrektor szkoły i człowiek o złotym sercu - Arsen Rafaelian
Pokazuje mi stosy obrazów, większość z nich nie wygląda, jakby była autorstwa maluchów. Nie są podpisane, dyrektor pamięta, kto jest twórcą każdego dzieła i ile ma lub miał lat, gdy je stworzył. A jest co pamiętać. 

Szkice starszych uczniów szkoły
Szkoła przypomina galerię sztuki, każdy wolny centymetr jest zagospodarowany przez dzieło sztuki. Nie ma wolnej ściany, sufitu, podłogi tyle co by przejść. I dyrektor jest dumny, bo wie, że prace są dobre. 

Rzeźby najmłodszych
Sucha nitka, technika z użyciem linoleum i czarnego atramentu
Szkic 
Praca kilkulatka

Arsen Rafayelyan jest cenionym ormiańskim artystą i człowiekiem z wielkim sercem. Wszelkimi siłami stara się utrzymać przy życiu tę szkołę, a to zadanie nie jest proste. Szkoła ma już 55 lat i trzykrotnie zmieniała swoją siedzibę. Do trzęsienia ziemi mieściła się w przestronnym budynku naprzeciwko dworca głównego w Wanadzorze, potem tymczasowo funkcjonowała w Galerii Sztuki. Ostatecznie przeniesiono ją z dala od ścisłego centrum, do budynku, który pozostawia wiele do życzenia. Warunki nie były za dobre, dyrektor własnymi środkami zapewnił ogrzewanie, bo przy ujemnych temperaturach nie dało się wytrzymać. Pieniędzy nie ma za dużo. Nauka w szkole jest tania, żeby rodziców było stać na posyłanie do niej dzieci. Stałej pomocy materialnej nie otrzymują, więc żyją z miesiąca na miesiąc. Aż dziw, że tak ważne miejsce jest tak zaniedbane i aż dziw, że tak zaniedbane miejsce, jest takie piękne.

Budynek Szkoły Artystycznej
Zaczęło się oprowadzanie. Wąskimi korytarzami, które dodatkowo zwężają wszędzie eksponowane obrazy, dochodzi się do pracowni. Dzieci uczą się w grupach wiekowych, dzięki czemu zachowany jest równy poziom. Po 7 latach nauki różnych technik artystycznych i historii sztuki, tworzą swoją pracę dyplomową. Część absolwentów od razu ląduje w Akademiach Sztuk Pięknych w Erywaniu, Petersburgu i w Europie Zachodniej, inni wybierają dłuższą drogę.

Zajęcia z historii sztuki
Najmłodsi artyści
Zaplecze szkoły, zbiory prac uczniów, modeli i wzorców
Dzieci są skupione. Malują martwą naturę. To nie jest jakieś tam bazgrolenie, to poważna sztuka a oni są poważnymi młodymi artystami. Pracownie zwiedzamy według wieku, od grup najmłodszych do najstarszych. Widać jak z roku na rok podwyższa się poziom i polepsza technika. U najstarszych  bije po oczach artystyczna świadomość, z ołówkiem w ręku tworzą harmonijną całość. W gardle czuję dławiące szczęście, że o to dbają. 


Pejzaż z wyobraźni
Martwa natura dowolną techniką
Martwa natura
Praca z żywym modelem
Art was something that for many years I was deadly offended on. It is my weak point and greatest failure. Once, holding a pencil, I felt that I hold in my hand the whole world and it is up to me how it will looks like. We were the creators of the world we wanted. Now, I use pencil only for writing and nothing else. As a child, I looked at the world from the perspective of "how it could have looked like on a paper". I have seen houses and trees differently than the others. I've seen people faces and I appreciated their wrinkles, their eyes and noses, their cheeks and lips and with the eyes of imagination I sketched their faces with the smallest detail. Now I look at the people and I see only people. I have already forgotten how much I missed, I have forgotten longing for my pencil, the one with which I've created the world, not this for writing.

I was offended on art, because I was disappointed. It was suppose to be something noble, extraordinary, incomprehensible, perfect, astral. The reality ripped me out of this imagination, brought art to the level of matter, showed that its overhumanity comes with a price. I didn't dedicated my life for art, and I regret it now. It turned out that the creativity is expensive, and the question "Who are you going to be after that? How much will you earn? How will you live?", were too difficult, for me as a child, to answer. So I wander the paths of education, keeping away from the path to art, because it was too paintful for me to understand that something I love is not worth it. I admire  and respect all those, who have chosen this path and who are brave enough to not sell themselves. I was not.

I know that I am the one to blame, but I feel unfilled emptiness, which hurts like a splinter. Every time I pick a way, I have a feeling that it not the wright one. Mind dictates it's good, and the heart pushes elsewhere. My pencil still tempts me to take it, but I only look at it. I'm afraid that I can't draw anymore and I don't do anything to see if I can. But...I probably can't. All I got in the genes, I've squandered in my life, because you are born with a talent, but you are mastering the technique.

I was at school today, but not in a "normal" one. From the entrance it smelled with paint and solvent. The walls were littered with colorful paintings and floors were pledged with sculptures. Authors - between the ages of 7 to 16 years.

I came to the place where the seed sown natured. The School of Art named after Stepan Agadzhanyana in Vanadzor provides the basic education for future Armenian artists. Pupils are tought the art of history, drawing, painting and sculpture. Its graduates are the future national and international students of Academies of Art. Children are enormously successful, receive diplomas and awards, take the highest places in international artistic competitions in Europe and the USA.

School director, Arsen Rafayelyan, proudly shows me albums with foreign diplomas. "Those of local competitions we don't keep here, there is no place for them" - he adds with a twinkle in his eye. His school teaches 93 children, each of them he knows by name.

He shows me stacks of paintings, most of them don't look like were prepared by children. Paintings are not signed, the director remembers who is the author of each work and how old he or she was while painting it. And there is a lot to remember.

School reminds gallery, every free centimeter is used by a hanging work of art. There is no free wall, ceiling and floor, there is only a litle place left to walk. And the director is proud, because he knows that this works are good.

Arsenic Rafayelyan is a highly respected Armenian artist and a man with a great heart. By any forces he is trying to keep alive this school, and this task is not easy. The school functions for 55 years and three times changed its place. Until the earthquake it was located in a spacious building opposite the Central Station in Vanadzor, then temporarily operated in the Art Gallery. Finally it was moved away from the center to the building, which leaves a lot to be desired. Conditions are not the best, the director did everything yo provide the school with central heating, because it was impossible to work during the winter. There is not enough money, school doesn't receive any permanent financial support, so they live from month to month. School education is cheap, so that parents could afford to send their children to it. It was surprising for me, that such an important place is so run down and at the  same time, that such a neglected place is so beautiful.

We had a guided toure of the school. Narrow corridors, which are further narrowed by exhibited paintings, lead to studios. Children learn in age groups, so that equal level is maintained. After 7 years of studying different artistic techniques and art history, they create their diploma work. Some of them immediately end up in the Academy of Art in Yerevan, St. Petersburg and Western Europe, while others choose a longer way.

Children are concentrated. I see them painting a still life. This is not just a normal scrawl, it is a serious art and they are serious young artists. We visit studios by ages, from the youngest to the oldest group. As can be seen, from year to year increases and improves the level of their art technique. In eyes of the oldest students beats artistic awareness. With a pencil in hand they form a harmonious unit. I was happy and touched by what I've seen.

3 komentarze:

  1. Nigdy nie jest za późno! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. chciałam napisać dokładnie to samo - nigdy, PRZENIGDY nie jest za późno! pamiętam Twoje rysunki od szkoły podstawowej po liceum, pamiętam dylemat, gdzie pójść dalej i co wybrać. wybrać możesz zawsze, kierunek studiów to jedno, pasja to drugie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Macie rację, że nigdy nie jest za późno, ale prawda jest też taka, że bez praktyki nie rozwija się tak, jak powinno. Jestem już za stara, ale dla przyjemności (jeśli bym znalazła choć trochę czasu), z chęcią bym pobazgroliła... ;)

    OdpowiedzUsuń